“Historia tucholskiej sokolarni c.d.”

Cz.2

Rozmawiałem na temat początków sokolnictwa w Tucholi z Andrzejem Kapką. Szkoła nasza rozpoczęła działalność w 1965 roku. Andrzej rozpoczął naukę w technikum w 1966 r. i wtedy już istniał  „azyl” dla dzikich zwierząt przy TL w Tucholi. Oprócz przynoszonych do szkoły „sarenek” i „zajączków” pojawiały się ptaki drapieżne. To na bazie tych przypadkowych  „pensjonariuszy” azylu kiełkowała myśl o założeniu sokolarni. Andrzej  nie pamięta, jak to się zaczęło. Pewnego dnia dostał polecenie od Pana Czesława, że ma znaleźć grupę uczniów i przyuczyć ich do obsługi ptaków. Wiedział od nas więcej, co niestety nie oznacza wcale, że dużo. Zwłaszcza na temat układania ptaków. Nie było wtedy materiałów pomocniczych. Jedyną dostępną pozycją była książka napisania przez Augusta Dehnela „O sztuce układania ptaków drapieżnych do łowów” i szereg publikacji tego autora, które można znaleźć w numerach „Łowca Polskiego” z 1938 r. A.Dehnel miał nadzieję, że uda się wskrzesić ideę sokolnictwa wśród polskich myśliwych, ale między innymi wojna pokrzyżowała te plany. Nie wiem skąd czerpał wiedzę A.Dehnel, ale mógł znać pozycję literatury „O sokolnictwie i ptakach drapieżnych” Kazimierza Wodzickiego z 1858 r. (można kupić reprint tej książki). W dalszej kolejności Pan Czesław Sielicki wydał „Instrukcję układania ptaków drapieżnych”, która stała się vademecum naszej sokolniczej wiedzy. Tak więc, jak podaje kronika Gniazda Sokolników „Raróg”, w listopadzie 1971 roku kurs prowadził prezes „Gniazda” Andrzej Kapka i egzamin końcowy zdało 8 uczniów. Ponieważ ptaków było mało początkowo do każdego było przypisanych dwóch opiekunów.

Tam, gdzie dzisiaj jest parking dla nauczycieli stała sokolarnia na 6 ptaków. Garaż i miejsce ćwiczeń pilarzy to miejsce wolier dla bażantów, kaczek. Z tyłu przy płocie mieszkał dzik „Kuba” i lisy. Mieliśmy jeszcze klatki dla królików i tchórzofretek. Przed tzw. starym internatem stała sokolarnia na 5 ptaków. Nasze pomieszczenia gospodarcze były tam, gdzie dzisiaj jest garaż na służbowy samochód, obok był kurnik zamieszkiwany przez „gołe” kury , ale o tym pisałem w innym miejscu.

Tchórzofretki służyły do wypłaszanie królików pod jastrzębia. „Fretka” do nory i całe towarzystwo  królicze w popłochu opuszczało „mieszkanie”, jak przed wizytą komornika. Tylko dudnienie było słychać.

We wrześniu 1972 roku , po powrocie z wakacji rozpoczęliśmy nowy sezon sokolniczy od zorganizowania kursu sokolniczego dla uczniów naszej szkoły. Stało się to tradycją kontynuowaną przez wszystkie lata pracy tucholskiej sokolarni. W tamtym roku egzamin zdało 10 uczniów. Pojawiły się też nowe ptaki.

Rozpocząłem układanie samicy jastrzębia („Haczita” , waga łowcza 1150 g). Ponieważ był to wrześniowy „dziczek”(przypominam, wtedy łowienie jastrzębi było zgodne z prawem), nie trzeba było uczyć jej polowania. Jak zwykle w przypadku takich ptaków problemem było „ukrócenie” i  „uwabienie”. Polowanie rozpoczynaliśmy zazwyczaj po ok.  dwóch tygodniach układania . Jastrzębie szybko się uczą, ale też szybko wtórnie dziczeją. Zdarzało się, że po nieudanym ataku ptak zasiadał wysoko na drzewie i zostawał tam na noc. Rano na widok sokolnika zachowywał się jak dziki jastrząb.

Haczita była bardzo „ekonomicznym” łowcą. Zrywała się do pogoni za ofiarą tylko w sytuacjach wg niej „pewnych” i wtedy na krótkim odcinku rozwijała maksymalną prędkość. Dziś spotykamy się z innym obrazem polowania. Ptaki hodowlane często zrywają się za „ofiarą” ze zbyt dużej odległości i lecą zbyt wolno. Na tym polega sztuka układania, żeby z ptaka hodowlanego, który nie był na oblocie, wykształcić skutecznego łowcę. Ptaki uczą się na swoich błędach, dlaczego trzeba stworzyć im wiele okazji do polowania w dobrym łowisku.

W październiku 1972 roku zorganizowaliśmy na polach tucholski pokazy układania i polowania z jastrzębiami. Był to pierwsze nasze zaprezentowanie się lokalnej społeczności. Chyba niewiele jest w Polsce miasteczek, w których od ponad 50-ciu lat na ulicy można spotkać grupkę młodych ludzi z „sokołami” na rękawicy, zmierzających na „Dąbrusia” lub na „obwód”.

c.d.n.